Od najmniejszego malucha do najstarszego starszaka, wszystkie dzieci wiedzą, co to są witaminki. Ba, zwykle wiedzą też do czego są ludziom potrzebne, a na pewno – gdzie je można znaleźć.
Stan wiedzy w tym zakresie nie powinien nikogo dziwić, w końcu kilka pokoleń nuci pod nosem popularną witaminkową piosenkę (obejrzyj na you tube) . Jakby tego było mało, od lat „pogadankują” na ten temat nauczyciele we wszystkich przedszkolach i szkołach. Czy w związku z tym dzieci znają i uwielbiają smak warzyw i owoców? Postanowiliśmy to sprawdzić…
TEORETYCZNIE
Teoretycznie nie jest źle. Ba, jest fantastycznie! Można się o tym łatwo przekonać pytając dzieci o walory zdrowotne spożywania owoców i warzyw oraz wszelkie zasady higieny z tym związane. Pytane w przedszkolu odpowiadają od ręki, niemalże podając nazwy poszczególnych witamin, dopasowując je do konkretnych owoców, dodając przy okazji stwierdzenie o obecności cennego błonnika pod skórką jabłka…
OWOCE I WARZYWA PRAKTYCZNIE
Jak łatwo się domyśleć, z praktyką, czyli konsumpcją tak zachwalanych owoców i warzyw, bywa różnie.
W każdej grupie wiekowej, przy okazji jesiennego zbioru owoców, wiosennych nowalijek i tym podobnych okazji, temat ten jest dyskutowany i traktowany wielozmysłowo – dotykaniem, wąchaniem, oglądaniem i smakowaniem.
Dla niektórych dzieciaków frajda tychże zajęć na smakowaniu właśnie się kończy. Podajmy przykład wizualny:
„Sałatka owocowa przygotowywana z owoców krajowych i egzotycznych” – voila!
Jak widać na zdjęciu po prawej stronie ekranu – jej przygotowywanie to sama radość:)
Zdjęcie po prawej stronie dowodzi faktu, iż dla niektórych konsumpcja nie jest równie przyjemna:)
***pragniemy nadmienić, że powyższe stwierdzenie nie dotyczy jedynie kawalera w bluzeczce w paseczki, a około 10% przedszkolnej społeczności***
Czy się to dzieciom podoba, czy nie, przedszkole serwuje wszystkim owoce na drugie śniadanie, w różnych smakach i odmianach, do konsumpcji indywidualnej i grupowej. Każdy je, ile zmieści, z tym, że niektórzy mieszczą jedynie ilości minimalne.
ZMORA WARZYWNA
O ile owoce z półmisków znikają raczej bezkonfliktowo, warzywa to nadal temat wrażliwy.
Dochodzi przy tym do paradoksalnych sytuacji, czyli odmowy spożycia załóżmy surówki z marchewki, dokładnie kwadrans po wychwalaniu przez dzieci jej walorów zdrowotnych!
Wbrew rodzicielskim przypuszczeniom, z talerzyków bez szemrania znika zupa szczawiowa i brokułowa (a mówią, że dzieci nie jedzą zielonego…), gorzej do brzuszków wpadają ogórki z zupki, albo paseczki pietruszki czy selera. Papryka z sosu często pozostaje nietknięta, za to skonsumowana błyskawicznie w formie surowych paprykowych „chipsów” na śniadanie. Zielone fasolki i buraczki ćwikłowe znikają dopiero po nastraszeniu „pół żartem pół serio”, że ze smakiem skonsumuje je wychowawca… I bądź tu mądry…
CZEKAJ SMOKU – DAM CI SOKU…
Ma się na dzieci specjalne sposoby, to fakt.
Można potraktować je płynem, czy jak kto woli – sokiem. Zarówno owocowym, jak i warzywnym. W soku nic nie pływa, nie czuć grudek (chyba, że to sok pomarańczowy z miąższem), a najlepiej, gdy podczas konsumpcji nie widać koloru. A wygląda to mniej więcej tak:
Wszystko w myśl zasady – „czego oczy nie widzą i nosy nie czują, i co jest zabawne, tego żołądkowi żal, więc zje.”
Belfer chwyci się niemalże wszystkiego, żeby tylko spróbowały…
CZY ISTNIEJE CUDOWNE ROZWIĄZANIE?
Pytanie o najlepszy sposób zachęcenia dzieci do spożywania warzyw i owoców zadajemy sobie my (rodzice i nauczyciele), zadawały sobie nasze matki, babki, prababki, ojcowie, dziadkowie, filozofowie, psycholodzy, dietetycy, Super Niania, niania Frania i Bóg wie kto jeszcze. Czy istnieje zatem cudowne rozwiązanie? Jak zachęcić te małe łobuzy do zjadania marchewki, mandarynki czy kalafiora?
Zastraszanie, pastwienie się, wciskanie na siłę nie wchodzi w grę.
Zjadanie za dzieci oraz negowanie tematu też nie rozwiązuje sprawy.
Ktoś z Państwa ma swoje własne rozwiązania, propozycje, pomysły?
Z niecierpliwością czekamy na komentarze…